Studentka pisze:
Chciałabym zgłosić pewien postulat, aby wykładowcy w syllabusach musieli podawać orientacyjnie ile czasu student musi tygodniowo przesiedzieć przygotowując się do ich zajęć czytając zadane lektury i odrabiając prace domowe. Coś takiego bardzo ułatwiłoby planowanie ile zajęć wybrać w danym semestrze. Uważam, że sytuacja, w której do każdych dwugodzinnych zajęć z pewnego przedmiotu trzeba przeczytać kilkadziesiąt stron w różnych książkach, czasami mało dostępnych, a ponadto napisać kilkustronicowy raport, kiedy zaliczenie innego czteropunktowego przedmiotu wymaga 2 godzin na przypomnienie materiału przed kolokwium jest niezdrowa/ nielogiczna. Pamiętam, że punktacja zajęć, które prowadził Pan uwzględniała wkład pracy w domu. Nie mówię, że tak powinno być zawsze, ale informacja, że przedmiot jest za 2 punkty, ale trzeba poza tym w każdym tygodniu spędzić od 5 do 15 godzin nad nim wydaje mi się przydatna, bo nie każdy student może zasięgnąć obiektywnej opinii u kolegów. Ja na szczęście mam w tym semestrze mało zajęć jako, że juz kończę studia ale znajomi z młodszych lat już myślą o tym by ponękać dziekanat podaniami o wypisanie…
Odpowiedź:

Bardzo sensowne. Na takim podejściu opiera się zresztą prawidłowy system punktów kredytowych. Nasz jest protezą, opierającą się jedynie na liczbie godzin bezpośredniego kontaktu.
Przekażę to jako sugestię Komisji Programowej.

Data odpowiedzi: