Gość serwisu pisze:
Czy słyszał Pan słowa Radosława Sikorskiego na temat polskich uczelni? Jeżeli tak, to jak Pan to ocenia. Bez dwóch zdań jest to bardzo ważna sprawa, jak UW i UJ znajdują się kolejno w czwartej i piątej setce. Oprócz wymienionych uczelni jest jeszcze SGH, AGH, PW, które w ogóle nie są uwzględniane w rankingu szanghajskim. Dlaczego?
Odpowiedź:

Nie słyszałem, ale czytałem. Wypowiedź w toku rozmowy wskazuje na brak znajomości realiów polskiego systemu szkolnictwa wyższego (w sensie prawa: Konstytucji i Ustawy). Po pierwsze porównywanie polskich uczelni z północnoamerykańskimi nie jest uprawnione, bo działamy na innych zasadach i w innych zwyczajach. Po drugie zestawianie polskich uczelni z czołowymi uczelniami USA tym bardziej nie jest zasadne. Przykład braku możliwości porównań: oni tam nie wiedza co to jest sesja poprawkowa, bo coś takiego nie istnieje w obyczaju. Ocena końcowa z przedmiotu jest złożona z różnych ocen uzyskiwanych w toku semestru oraz egzaminu, więc (teoretycznie) słaby wynik egzaminu końcowego nie musi oznaczać negatywnej oceny końcowej. Ale wymaga to ciągłej pracy w toku semestru. To nie leży w polskich tradycjach akademickich. Ranking szanghajski premiuje duże, wielobranżowe uniwersytety. W takiej klasyfikacji AGH, PW czy SGH nie istnieją w ogóle. Ale podstawowa „usterka” to fakt, że uczymy Polaków (no i część obcokrajowców) po polsku oraz to, że znacząca część dorobku naukowego jest po polsku.

Data odpowiedzi: