Student pisze:
Dlaczego studenci nie mogą sami się usprawiedliwiać z nieobecności na zajęciach (chodzi mi szczególnie o języki) skoro mogą to robić nawet licealiści?! Czy jesteśmy od nich mniej dorośli?! Poza tym jeżeli ktoś leczy się poza studencką przychodnią to lekarze nie wydają usprawiedliwień, a przynajmniej są bardzo zdziwieni, gdy się o nie prosi. Czy studenci nie powinni sami decydować, na które zajęcia warto chodzić - przecież i tak wszystko muszą zaliczyć! Skąd się wziął ten poroniony pomysł karnych punktów na językach za nieobecność (nawet w ramach tych dotąd dozwolonych). Przecież każdemu może coś kiedyś „wypaść”.
Odpowiedź:

W mojej opinii pojęcie „usprawiedliwienia” nieobecności związane jest z edukacja na poziomie podstawowym i średnim, a nie u nas. W przypadku uczelni wyższej i w ramach obowiązującego w SGH regulaminu zasady oceniania ustalają ci, którzy prowadzą zajęcia. Znam takie przypadki, gdzie ocena końcowa wystawiana jest jedynie na podstawie obecności. Jeśli aktywne uczestnictwo w zajęciach jest według prowadzącego zajęcia istotnym elementem składowym oceny końcowej, to trzeba to akceptować. W przypadku języków uważam to za racjonalne. Jeśli ktoś ma odpowiednią znajomość języka obcego, to może podejść do egzaminu końcowego.

Data odpowiedzi: