Gość serwisu pisze:
Dzień dobry, Chciałem zapytać się, zarówno w świetle decyzji co do wprowadzenia nauczania zdalnego jak i samego procederu nauczania stacjonarnego - po co to było? Jaki pozwoliło to osiągnąć cel? Czy ktokolwiek w SGH rzeczywiście i realnie liczył na to, że nauka zdalna nie nastąpi? Czy może było to po prostu udawanie, że problemu nie ma lub „nas nie dotyczy”? Ja wiem oczywiście, że nauka zdalna ma swoje wady, dokładnie tak sama jak nauka stacjonarna, ta druga nie jest tworem wybitnym, któremu nie można nic zarzucić. Myślę, że żeby to udowodnić, wystarczy po prostu zerknąć na liczbę osób na wykładach na SGH, na których obecność nie jest bezpośrednio obowiązkowa. Jakie teraz kroki planuje podjąć uczelnia, czy ponownie będzie utrzymywany mit tego, że to „zamknięcie na dwa tygodnie”, a potem czas na powrót do normalności? W dniu, w którym piszę to pytanie w UK padło 80 tysięcy przypadków (przy prawie 3,5 raza mniejszej śmiertelności, ale to akurat nie zarzut w stronę SGH, taki wtręt sytuacyjny jedynie) a ta liczba podwaja się właściwie co dwa dni. Obecne kalkulacje mówią, że w ciągu miesiąca może to być nawet milion przypadków dziennie, a za większość (już za ponad połowę w samym Londynie) odpowiadać będzie nowy wariant. Oczywiście, możemy przejść do rozważań, że Londyn to nie Warszawa, lecz też łudzenie się, że ponownie w Polsce problemu nie będzie, graniczy chyba z - najłagodniej mówiąc - odwagą, w dość ironicznym tego słowa znaczeniu. Zakładając więc, że czeka nas scenariusz, w którym ten wariant dojdzie do Polski choć w połowie z taką siłą, z jaką jest na Wyspach, wszyscy wiemy, że nazwany dowolnie jak przez rząd, będzie lockdown. A na pewno będzie ograniczenie w tych materiach, w których poruszanie się społeczeństwa nie jest bezpośrednio konieczne, a choć trochę smutno, to niestety, ale studentów jest „wysłać do domu” z perspektywy rządu najłatwiej, dużo nawet prościej niż dzieci w szkołach. W związku z tym możemy stwierdzić, że czekają nas ogromne liczby przypadków i zgonów w najbliższych kilku-kilkunastu tygodniach, zwłaszcza po świętach i sylwestrze, patrząc na to jak zapchana i na skraju wytrzymałości jest polska służba zdrowia (która w najmniejszym stopniu nawet nie jest bliska do NHS chociażby). No i co wtedy, czy władze i uczelnia postanowią dojść do jakiejś refleksji odnośnie tego co się wydarzyło? Że studenci przyjechali właściwie na dwa miesiące z delikatnym hakiem, wynajęli mieszkania (nieraz bez żadnej możliwości zejścia okresem poniżej 12 miesięcy), byli zmuszeni do pójścia do pracy, zorganizowania sobie życia w Warszawie, tylko po to, żeby spędzić miesiące przy komputerach w innym miejscu niż swój własny dom? Czy ta szaleńcza wręcz presja, niepodzielana przez właściwie żadną uczelnię, nie tylko w Warszawie, nie tylko nawet ekonomiczną (bo przecież Wrocław przeszedł w hybrydę zanim się rok akademicki zaczął), ale nawet nie tylko w Polsce, na nauczanie stacjonarne była tego wszystkiego warta co teraz nastąpi? Przecież to nie jest tak, że wszyscy Państwo straciliście na SGH głowę, wielu było doskonale świadomych tego, że nauka zdalna nas czeka, kwestią było tylko nie CZY, ale KIEDY. Wiele oddziałów choćby UW przeszło na zdalne jeszcze w listopadzie. SGH dotrwało tak długo jak się dało, ale nawet i tutaj ktoś w końcu rozważył sens tego co się dzieje. W związku z tym chciałbym się dowiedzieć co Państwo planujecie, jakie działania zostaną podjęte? No i czy ktoś może będzie na tyle odważny żeby stwierdzić, że sytuacja epidemiczna była na tyle dynamiczna, że nikt nie mógł się spodziewać takiego rozwoju wypadków, a zima znowu zaskoczyła drogowców? Wielu studentów i pracowników zwracało tutaj na to uwagę, jeszcze zanim rok akademicki się zaczął. Szkoda, że nikt wtedy nie słuchał. Z poważaniem, Rozczarowany student
Odpowiedź:

Dziękuję za obszerną analizę sytuacji. Przekażę Pańskie obserwacje Zespołowi ds. COVID, którego zadaniem jest formułowanie rekomendacji dotyczących wprowadzania na Uczelni rozwiązań związanych z walką z pandemią, w ramach dopuszczalnych przez prawo. Będę podejmował decyzje na podstawie tych rekomendacji. Przypominam, że w skład Zespołu ds. COVID wchodzą profesorowie nauk medycznych i doktor nauk medycznych.

Data odpowiedzi: