Gość serwisu pisze:
Dzień dobry Panie Rektorze, Odniosę się do pytania odnośnie przeciążenia egzaminami, Pan mówi o tym, że przygotowujemy się cąły semestr - tak, ale dlaczego uczelnia poprzez standaryzację faworyzuje/wspiera uczenie się tydzień przed? Co ma to na celu, czy uważa Pan że jest to lepszy sposób prowadzenia zajeć? Wypowiem się na przykładach z mojego dorobku, kilka przedmiotów na SGH zaliczałem kolokwiami np. 2-3 w trakcie semestru i z tego była brana ocena, czasem dodatkowo była aktywność na ćwiczeniach albo esej na podwyższenie oceny. Taki zabieg sprawia, że człowiek jest zaangażowany w przedmiot, musi się przygotować do ćwiczeń, a nauka na bieżąco kawałków materiałów lepiej wychodzi, człowiek nie tylko zapamiętuje na ostatnią chwilę wielka porcję materiału tylko dawkuje wiedzę, która z mojej perspektywy na dłużej zostaje w głowie. W moim przekonaniu taki sposób zaliczania przedmiotów jest bardziej efektywny i wspiera to co Pan powtarzał - obecność na wykładach. Czasem niektórzy rezygnują, bo myślą - czy ja to w styczniu będę pamięta - niewarto iść i tak trzeba będzie od nowa powtórzyć. Eseje nie na zaliczenie ale jako dodatek - sprawiają, że człowiek sam wgłębia się w tematykę, idzie do biblioteki i szuka informacji, uczy się wypowiadać profesjonalnie, analizować… Czy częste eseje nie przygotowałyby nas lepiej do pisania prac magisterskich/licencjackich? Czasem niektórzy dopiero przy pisaniu licenzjatu pierwszy raz podejmują się napisania pracy dłużej niż 1 strona A4… Wszystko co mówię wymaga jednak pracy - wykładowca też musi się bardziej angażować, starać, sprawdzać więcej kolokwiów, czytać eseje, przygotowywać tematy itd. a nie siedzieć i od 10 lat prowadzić ten sam wykład w oparciu o prezentacje a na końcu zostać „wyręczonym” nawet w układaniu egzaminu przez koordynatora, który go wystandaryzuje i koniec. Tak jest z pewnością łatwiej, ale nie efektywniej. W zasadzie nie rozumiem dlaczego Pan zmierzając się z takimi argumentami wciąż propaguje idee egzaminu na koniec semestru, który w swoim zamyśle zawyczaj od razu nie zachęca do większego zaangażowania studiami, wykładami. Uczelnia powinna być bardziej „absorbująca” tzn. bardziej powinno doceniać się zaangażowanie w trakcie semestru aniżeli jedno „wystąpienie” na koniec. Jasne, że nie ze wszystkich przedmiotów powinno to tak wyglądać, ale zwłaszcza na przedmiotach kierunkowych i specjalizacyjnych powinniśmy bardziej „zgłębiać” wiedzę. W dobie standaryzacji o ile przedmioty podstawowe powinny reprezentować taki sam, określony poziom żeby dawać te same podstawy, jednakże przedmioty kierunkowe powinny zostać w mojej opinii „wolne” albo wystandaryzowane w taki sposób, że student był bardziej zaangażowany w trakcie semestru… Doceniana powinna być obecność, aktywność, kolokwia, kartkówki cokolwiek… Dobrym przykładem są lektoraty - zawsze lektorki/lektorzy przygotowują coś nam na zajęcia, zawsze są prace domowe, prezentacje, wypracowania, kolokwia, a może by tak „wystandarzywać” języki i dać kolejny egzamin w sesji? Właśnie po co? Nie pomyślał Pan w tym momencie że praca SYSTEMATYCZNA to klucz do sukcesu w języku ale i ogólnie w nauce? No właśnie i tutaj przedstawia się podstawowy błąd systemu, o którym była wcześniej mowa w mojej wypowiedzi… Moja wypowiedź jest swoistym alarmem, ja i reszta studentów widzi co się dzieje z uczelnią, idziemy w bardzo złą stronę, SGH ma być czymś z czym się utożsamiamy, spędzamy czas, poświęcamy się, budujemy ciekawość, zdobywamy informacje, próbujemy być bardzo „zachodni” a mimo wszystko promujemy tak bardzo złą praktykę. Jestem ciekaw Pana opinii na ten temat, pewnie będzie negatywna, pewnie „nie da się zrobić”, pewnie tak właśnie będzie, ale cóż.
Odpowiedź:

Słuszne uwagi, ale nie wiem dlaczego pisze Pan, że: „..nie rozumiem dlaczego Pan zmierzając się z takimi argumentami wciąż propaguje idee egzaminu na koniec semestru..”. W jakim miejscu propaguję egzamin w miejsce tego o czym Pan pisze? A swoją drogą na czym opiera Pan opinię, że „idziemy w bardzo złą stronę”? Przedtem (kiedy?) szliśmy w lepszą?

Data odpowiedzi: