Student
pisze:
Muszę napisać donos, wiem, że to może niezbyt miłe, ale jednak muszę. Zapisałem się na przedmiot w drugim tygodniu semestru, właściwie tylko dlatego, że pasował mi ten przedmiot do planu. Przyszedłem na wykład, na drzwiach była kartka, że tego oraz następnego wykładu nie będzie. Pomyślałem, że trudno - zdarza się. Okazało się, że wykładów były tylko 4 (o ile wiem powinno być około 14), każdy trwał niewiele ponad 40 minut, i na każdym dowiedziałem się tylko, że trzeba kupić książkę osoby prowadzącej i opis, gdzie ją kupić. Pod koniec kwietnia wykładowca powiedział, że już się nie będziemy spotykać, tylko możemy przychodzić na konsultacje zaliczać egzamin. No dobrze, przyszedłem na konsultacje, i jakie było moje zdziwienie, kiedy usłyszałem - bez pytania 4. Odpowiadam, że będę odpowiadał. Pytanie wykładowcy - przeczytał pan całą książkę - ja mówię tak, no to 4,5. Dziękuje. Ja rozumiem, że na SGH są przedmioty łatwiejsze i trudniejsze, ale takie zachowanie i lekceważenie studentów, którzy chcą się czegoś nauczyć przekracza wszelkie granice. Nie dziwie się wobec tego, że potem mówi się, że na SGH w ogóle nie trzeba się uczyć, a i tak ma się same 5 i 5,5. Czy ktoś nie mógłby kontrolować treści i sposobu prowadzenia zajęć przez pracowników dydaktycznych uczelni?
Odpowiedź:
Interwencje podjąłem. Kontrola (po fakcie) się odbyła, pracownik złożył samokrytykę. Niestety bez tego typu „donosów” władze uczelni nie mają możliwości interweniowania. Trudno w systemie akademickim wyobrazić sobie karty zegarowe „odbijane” przez profesorów jak w fabryce. To przecież WASZ, studencki interes by zajęcia się odbywały i by egzaminy były rzetelne. Jeśli nie ma takich „donosów” to można sądzić, że zły stan rzeczy jest przez studentów akceptowany.
Data odpowiedzi: