czy w SGH istnieje jakakolwiek selekcyjność w trakcie studiów? Innymi słowy ile osób przyjętych na SGH nie kończy uczelni? Pytam dlatego, że obserwuję wiele osób wśród moich znajomych, którzy przechodzą przez te studia niczego się nie ucząc. Wybierają „najłatwiejszych” wykładowców, wszystkie egzaminy ściągają, jeśli się nie uda zdać to zwykle udaje się ubłagać wykładowcę. Bardzo mnie to denerwuje, bo moim zdaniem takie osoby nie powinny skończyć tej uczelni i ich dyplom nie będzie nic wart, chyba, że będzie to dyplom „magistra kombinowania” albo „magistra oszustwa”.
Ja oczywiście też nie jestem święta, zdarzało się ściągać na tak nudnych i nie [potrzebnych przedmiotach jak HME czy PG, ale tego, co mnie naprawdę interesuje uczę się porządnie. Natomiast mówię o osobach, które przez większość studiów nawet nie otworzyło żadnej książki.
Mnie to także martwi i dlatego podejmujemy działania mające zapobiegać patologiom. Poczynając od standaryzacji egzaminów a kończąc na kontrolowaniu prac dyplomowych.
Nie zgadzam się, że HMA i PG są niepotrzebne, do ogólnego ekonomiczno - uniwersyteckiego wykształcenia są konieczne. W szkole biznesu - faktycznie, można je pominąć, ale SGH nie jest szkołą biznesu.
Dodam, że walki ze ściąganiem nie wygramy szybko, to jest „przenoszone” ze szkół średnich jako akceptowany przez innych zwyczaj. Przy czym przez „innych” rozumiem kolegów ze szkolnej/uczelnianej ławki. W długim terminie konkurencja na rynku pracy spowoduje, że nikt nie pozwoli na ściąganie. Warto zauważyć, że wykładowca - wybitny ekspert w pewnej dziedzinie jest po prostu zainteresowany tym, by studenci stając się absolwentami byli gorsi od niego i nie robili mu konkurencji. I dlatego pozwoli na ściąganie. W końcu to Waszym interesem jest umieć, a nie mieć dyplom.