chciałbym zająć stanowisko w sprawie uniemożliwienia magistrom uruchamiania własnych wykładów.
1) Dlaczego są równi i równiejsi? Informatycy mogą uruchamiać takie wykłady. Dotyczy to również magistrów na stanowisku starszego wykładowcy. Pan wybaczy, ale to kpina, że człowiek pracuje na Uczelni od 30 lat i nie może się zmobilizować do doktoratu, a teraz zostaje „nagrodzony” możliwością uruchamiania wykładu, czego nie mogą zrobić młodzi, ambitni pracownicy, którzy nie posiadają jeszcze „dr” przed nazwiskiem z racji młodego wieku.
2) Pan wyraźnie nie dopuszcza myśli, że człowiek bez doktoratu też może mieć recenzowane publikacje i to wcale nie gorsze od doktorów.
3) Dlaczego w związku z powyższym nazwiska magistrów znikły z informatora? To jawna dyskryminacja kierowana sztuczną chęcią podniesienia przez Uczelnię własnego prestiżu, co się zresztą w ten sposób nie uda.
4) Ten bzdurny pomysł otwiera tylko pole do malwersacji. Przedmioty i tak będą uruchamiane, i tak będą je prowadzić w dużej części asystenci, zaś do pensum będą wpisywać doktorzy i tym sposobem Uczelnia zapłaci za to o 33% więcej, co jest znakomitym pomysłem na Uczelni ekonomicznej.
5) Z mapy Uczelni znikło wiele wartościowych przedmiotów. Gratuluję Komisji - czy to jest ta słynna dbałość o studentów? A może o tym jaki przedmiot jest wartościowy a jaki nie powinno się decydować w nieco inny sposób? Oczywiście tak jest najprościej…
6) I wreszcie argument z życia wzięty - mam nadzieję, że to naprawdę anonimowe. Miałem okazję (będąc tylko magistrem…) prowadzić zajęcia z jednego z przedmiotów. Zajęcia z równoległą grupą prowadził profesor. Moje grupy były teoretycznie gorsze (jak to w SP - pierwsze grupy, z najwyższymi średnimi, prowadzą ludzie z wyższymi tytułami), a jednak uzyskały znacznie lepsze wyniki na zaliczeniu (zupełnie obiektywnym, takim samym dla grup) Nie piszę tego żeby SIĘ chwalić. To tylko dowód tego, że nie zawsze dydaktyczna „przydatność” magistrów jest gorsza.
Będę wdzięczny, jeśli ustosunkuje się Pan do tych zarzutów. Proszę również o wyrażenie Pana OSOBISTEGO zdania na temat.
Sprawa jest mimo wszystko złożona. Po pierwsze: są równi i równiejsi, bo tak postanowił Senat dając prorektorowi możliwość odstąpienia od „zakazu” na dobrze umotywowany wniosek kierownika katedry. Po drugie: dopuszcza myśl o publikacjach młodych ludzi, bo daję pieniądze na publikacje studentów i asystentów. Inna sprawa, że jeśli są publikacje to doktorat jest w zasięgu ręki. Patrząc na to z zupełnie innej strony: czy Pan wie, że na Uniwersytecie Jagiellońskim NIE ZATRUDNIA SIĘ MAGISTRÓW NA STANOWISKACH ASYSTENTÓW? Żeby zostać asystentem na UJ, trzeba być doktorem!
Dlaczego znikły oferty asystentów z Informatora? Bo „asystent” oznacza osobę „pomocniczą”, asystującą, a nie samodzielnie prowadzącą wykład. Zgodnie z duchem Ustawy, nawet adiunkt z doktoratem nie jest „samodzielnym” pracownikiem naukowym.
Co do punktu 4.: nie będę komentować zarzutu o malwersacje. Jeśli studenci akceptują asystentów? Co do płacenia za te zajęcia - jest Pan w błędzie, kosztowny jest etat, a nie same zajęcia.
O tym czy przedmiot jest wartościowy musi decydować Komisja Programowa, a na jej wniosek Senat. Podobnie Senat i Komisja muszą decydować o minimach programowych w ramach określonych przez Ministra. Czyżby pan nie wiedział, że jesteśmy uczelnią państwową?
Moje osobiste zdanie? Uważam, że trzeba poasystować profesorowi, by być dobrym dydaktykiem i naukowcem.