Student pisze:
Szanowny Panie Rektorze!
Ja chciałbym jeszcze o tych nieszczęsnych studiach popołudniowych:
1. W prasie przyznał się Pan do łamania przepisów - minimalny limit 50% studentów dziennych. A to, że Pan tłumaczy się tym, że nie czyta rejestrów, tylko bierze pod uwagę, czy płacą, czy są na urlopach, czy „przerwach” jest śmieszne! Litera prawa w tej kwestii powinna być dla Pana najważniejszą rzeczą i niech Pan nie dokonuje tak swobodnej wykładni tych przepisów, bo niedługo dojdziemy do absurdu i dowiemy się, że liczy Pan tylko tych, którzy nie śpią na wykładach albo mają znaczek SGH w klapie marynarki.
2. Dlaczego krytykuje Pan studentów, którzy protestują w obronie wartości swoich dyplomów?
3. Chyba się Pan powoli starzeje Panie Rektorze, bo zaczyna Pan myśleć o tym, co zrobić dla swojego kraju - podnieść poziom edukacji w społeczeństwie… bardzo wzruszające. Jakie będą następne kroki? Studia przedpopołudniowe dla posłów Samoobrony?
4. Nie wierzę, że nie były robione żadne analizy ekonomiczne odnośnie studiów popołudniowych, dotyczących np. dochodów z opłat. Mógłby Pan parę słów o tym napisać?
5.Superspece od marketingu i PR musieli pracować nad nazwą tych studiów, żeby czasem nie skojarzyły się studentom ze studiami wieczorowymi, bo przecież takich Pan nie chce! Kto tą nazwę wymyślił?
Odpowiedź:

Nigdy nie mówiłem, że łamie prawo. Także fakty przeczą łamaniu prawa. Nie krytykuje studentów, lecz ich argumenty. Zawsze myślałem, co zrobić dla kraju, bo taka jest Misja SGH (radzę się z nią zapoznać). Analizy dochodów? Bardzo proste: proszę pomnożyć czesne przez liczbę studentów i wziąć z tego 37% (narzut kosztów ogólnych). To minimalny przychód środków, które posłużą zaspokojeniu bieżących potrzeb uczelni. Nie ma formalnie nazwy „studia popołudniowe”, to są zaoczne, tyle, że nie realizowane w soboty i niedziele.

Data odpowiedzi: