Gość serwisu pisze:
Szanowny Panie Rektorze, Mówi się, że studia za granicą zmieniają ludzi. Chciałam opisać moją zmianę. Zawsze byłam zdania, że SGH jest wspaniałą uczelnią z inspirującymi i wyrozumiałymi dydaktykami. Ludzką. Gdzie student może liczyć na zrozumienie, oczywiście pod warunkiem, że daje z siebie wszystko. Pod koniec studiów wyjechałam na semestr za granicę. Otóż dopiero w tym kontaście zauważyłam, jak różni się traktowanie nas, studentów SGH od traktowania, jakiego doświadczają studenci za granicą. U nas często nie pozwala się na żadne odstępstwo, „żeby studenci się nie rozbestwili, bo nam wejdą na głowę”, „bo każdy znał zasady, a jak nie znał, to trzeba było przeczytać w regulaminie”. Pracownicy dziekanatu wykonują swoje obowiązki jakby nikt im za to nie płacił i jak ognia boją się każdego nowego zadania, chociażby uratowanie studentowi skóry miało ich kosztować 15 sekund i 1 kliknięcie. Jakoś za granicą nikt nie wysyłał nas z kwitkiem dla zasady, „bo się rozbestwimy”. Żaden ze studentów nie robił dziekanatowi na siłę na złość, byle tylko sprawdzić, czy i tym razem dostanie pomoc, a wręcz przeciwnie, ze skruchą zawsze proponował, że pomoże w czymś innym. Tu nie chodzi o studia płatne i niepłatne. Tu chodzi o mentalność.
Odpowiedź:

Przykre, a jeśli w mentalności dostrzega Pani przyczynę usterek, to mamy problem… Ale czy określenie „bo się rozbestwicie” to cytat czy interpretacja?

Data odpowiedzi: