Mimo wszystko nie jest to takie proste, nawet „kalendarz”. Poniżej komentarz Dziekana SL: Proces jest wieloetapowy i każdy z etapów jest głęboko przemyślany. I tak: - na pierwszym etapie studenci zapisują się nie wiedząc jeszcze, czy dane zajęcie będą uruchomione, ani czy się na nie dostaną - to okazuje się dopiero po I etapie. Na jego podstawie dopiero tworzymy listę przedmiotów uruchomionych, których jest duże kilkaset (a w informatorze ofert kilka tysięcy), - przed drugim etapem studenci dowiadują się na co się dostali na zajęcia. Na początku jego trwania można wymieniać się grupami w ramach giełdy, potem - usuwać kolizje z planu, bo przy takiej liczbie uruchomionych zajęć i indywidualnym planie każdego nie ma sposobu żeby uniknąć kolizji, wreszcie na koniec tego etapu studenci mogą dopisywać się do zajęć w miarę wolnych miejsc i wypisywać z tego, co wybrali a co im z jakichś powodów nie odpowiada, - ponieważ wiele osób podejmuje decyzje o wypisaniu się z zajęć pod sam koniec trwania II etapu, to zostaje sporo wolnych miejsc. Na III etapie studenci mogą się na nie dopisywać w miarę dostępności. To także szansa dla tych, którzy nie mają najlepszej średniej i nie dostali się na przedmioty oblegane żeby uzupełnić swój plan, - na początku semestru, w IV etapie możliwe jest dopisywanie się do zajęć za zgodą wykładowcy. Czasem jest tak, że np. liczba komputerów w sali (powyżej tej liczby system nie zapisze na laboratorium) nie jest realnym ograniczeniem, jeśli ktoś zadeklaruje przychodzenie z laptopem. Dlatego w tym etapie każdy wykładowca może - ale nie musi - wyrazić zgodę na dopisanie do zajęć (tylko dopisanie) niezależnie od frekwencji w grupie - tylko wykładowca umie bowiem ocenić czy nie wpłynie to niekorzystnie na ich jakoś lub komfort pracy wykładowcy. Słowem: każdy etap jest inny i każdy jest potrzebny. A to tylko kawałek rzeczywistości, bo do tego dochodzą jeszcze kwestie takie jak: powtarzanie przedmiotów, studenci z Erasmusa, zagwarantowanie dostępu do zajęć studentom różnych trybów studiów, ale tak, żeby wykorzystać dostępne miejsca, wykładowcy udający się na urlopy (co nie zawsze wiadomo wcześniej) i jeszcze wiele innych. Kalendarz wcale nie jest znany z góry - to może napisać tylko ktoś, kto nie miał z tym nigdy do czynienia. Nie wiemy na przykład z góry kiedy będzie zatwierdzona przez Senat oferta do informatora ani jaka ona dokładnie będzie. Wreszcie, z punktu widzenia uczelni, a zwłaszcza dziekanatu, nie ma problemu - możemy zrobić prosty jednoetapowy system typu „macie tydzień na zapisy, kto pierwszy ten lepszy, a kto się nie da rady zapisać - tego strata”, ale nie mam przekonania, czy studenci będą z tego zadowoleni…
Gość serwisu pisze:
Szanowny Panie Rektorze,
piszę w sprawie organizacji zapisów na przedmioty.
Jak zatem ten proces można wg Pana usprawnić?
Wydaje mi się, że podane przez Pana parametry łatwiej dokładnie określić, gdy mierzy się je blisko terminu rozpoczęcia zajęć. Dostępność kadr może się zmienić od kwietnia, natomiast mniej prawdopodobne jest, aby zmieniła się od końca czerwca. Pojemność sal jest znana i raczej niezmienna od lat. Kalendarz też można ustalić ze znacznym wyprzedzeniem, zresztą i tak nie ma on większego wpływu na zapisy na przedmioty. Ustalone przez Senat limity też są niezmienne.
Odnoszę wrażenie, że obecna ilość tur zapisów jest właśnie efektem zbyt wczesnego rozpoczęcia zapisów i ich złej organizacji.
Odpowiedź:
Data odpowiedzi: