Piotr pisze:
Zastanawia mnie fakt czemu ani wykładowcy ani władze uczelni nie starają się walczyć z procederem ściągania. Jestem studentem I roku i do tej pory nie spotkałem się z tym zjawiskiem na taką skalę. Najbardziej zatrważającą rzeczą jest iż większość wykładowców podczas tak zwanych egzaminów centralnych nie dość, że przymyka oczy na ściąganie to jeszcze czasem pomaga studentom, dostarczając im gotowe rozwiązania. Wprawdzie zdarzają się wyjątki w postaci wykładowców o których panuje opinia, że u nich się „nie da ściągać” lecz są oni raczej omijani przez studentów. W ten sposób wytworzyła się forma negatywnej selekcji wykładowców (studentom zależy przecież na dobrej średniej małym kosztem). Moje pytanie czy nie dałoby się czegoś z tym zrobić. Moim pomysłem jest wprowadzenie na salę egzaminacyjną jednej osoby z rektoratu, która będzie dopilnowywała czy wszystko jest w porządku. Inną metodą byłoby zastosowanie zasady, że inna osoba prowadzi wykład, a inna pilnuje studentów na egzaminie! Ściąganie za pomocą różnych urządzeń teleinformatycznych (od telefonu komórkowego do komputera przenośnego) również nie jest w żaden sposób ścigane, a testowa forma egzaminów jeszcze bardziej ten proceder rozwija. Dochodzi do tego, że osoby uczące się dostają gorsze wyniki, niż osoby które o materiale nie mają pojęcia, ale dzięki komórce mogą konsultować rozwiązania z osobami bardziej kompetentnymi niż one (np. studentami wyższych lat matematyki na UW). Czy możliwe jest ograniczenie procederu ściągania?
Odpowiedź:

Porusza Pan jeden z najważniejszych problemów związanych z jakością dyplomów. Mam nadzieję, że przy współpracy studentów będzie on rozwiązany z korzyścią dla całego środowiska. „Wprowadzenie osoby z rektoratu” jest mało realne bo w rektoracie poza rektorami pracują tylko dwie sekretarki i woźna.

Data odpowiedzi: